Bóg jako Stwórca

Image_01a0

Próbuję opisać Boga: krok 4

Czy Bóg istnieje?

To pytanie towarzyszy ludzkości od zarania dziejów.

Jeżeli udzielimy na to pytanie pozytywnej odpowiedzi, to czekają na nas następne dziesiątki wątpliwości, z których najważniejsza brzmi: jak stwierdzić Jego obecność? Dalej pojawiają się kolejne niewiadome: czy Bóg stworzył nasz wielki wszechświat, a jeśli tak, to w jaki sposób to zrobił i dlaczego tego dokonał?

Potem rodzą się jeszcze pytania o znaczenie ponadczasowości i doskonałości, gdyż tylko doskonały i wieczny Bóg (tzn. nieskończony w czasie od minus nieskończoności do plus nieskończoności) ma sens dla średnio inteligentnego człowieka. W ten sposób od tysięcy lat tkwimy wśród zagadnień, które nie doczekały się jednoznacznego rozstrzygnięcia.

Z naukowego punktu widzenia nie ma właściwie szans na udowodnienie istnienia Boga. Jest tak dlatego, że my, ludzie, funkcjonujemy w przestrzeni trójwymiarowej połączonej z  liniowym przepływem czasu. Szukamy wciąż konkretnej Osoby Stwórcy znajdującej się w konkretnym momencie ponad stworzonym światem. Równocześnie wiąże nas aspekt czasu wymuszający myślenie, że jest jakiś początek powstania wszechrzeczy i być może ewentualny koniec spowodowany decyzją Stwórcy. Wszystkie opisy nieskończoności oraz pewnych zjawisk kosmicznych traktujemy jako sferę science-fiction, nieprzystającą do życia codziennego. Dochodzi do tego fakt, że nasz język przystosowany jest tylko do nazywania zjawisk dziejących się zarówno w konkretnym czasie, jak i w konkretnej przestrzeni. Tymczasem pojęcia abstrakcyjne, na przykład miłość, piękno czy myśl, po prostu oznaczamy słowami, za którymi nie musi stać żadna konkretna definicja, choć wszyscy czujemy, co się za nimi kryje.

Właściwie każdy może zrozumieć stwierdzenie, że Bóg jest wszystkim we wszechświecie, czyli że cały wszechświat jest Jego Stroną Fizyczną, stale przenikaną przez Jego Ducha w formie praw i uczuć. Zupełnie niepotrzebnie liczne światowe religie traktują tę kwestię jako wielką tajemnicę. Nie tu jednak trzeba jej upatrywać. Ja raczej widziałbym problem w aspekcie czasowym i przyczynowym. Istnienie Boga od nieskończoności do nieskończoności nie zgadza się z naszym racjonalnym rozumowaniem. Zawsze będziemy pytali, od kiedy On właściwie zaistniał, skąd pojawiła się Jego Pierwoistna Energia i od kiedy zaczął wprowadzać do Niej Swój Intelekt, Wolę i Uczuciowość, tworząc w ten sposób wszechświat. To znaczy, że szukamy jakiegoś punktu zaczepienia lub przedwiecznego początku. Z kolei wyobrażanie sobie takiego początku rodzi pytanie, co było przed nim, a to pogłębia jeszcze bardziej niemożność poradzenia sobie z tym tematem. Właśnie taką sytuację można nazwać wielką tajemnicą. Dlatego pozostaje tylko ludzka wyobraźnia, intuicja lub wyczucie, że nieskończoność lub wieczność jest czymś, co nas otacza, choć istnieje poza czasem i przestrzenią. Gdybyśmy w jakiś niepojęty sposób wyszli poza czas i przestrzeń, to dopiero wtedy nasza uwaga mogłaby zostać ukierunkowana na wieczność. Niestety w sytuacji, w której żyjemy tu i teraz, żaden logiczny dowód na istnienie wszechobecnego i wiecznego Boga nie może powstać. Dlatego wobec czegoś nieodgadnionego i nieuchwytnego trzeba zdać się na wyczucie i intuicję.

Wśród nas są wciąż tacy, którzy nigdy nie pogodzili się z faktem, że nie można udowodnić istnienia Boga i dalej próbują to zrobić. Z drugiej strony wielu głęboko wierzących uważa, że nie wolno Go określać ludzkimi słowami, a nawet tego próbować. Może tak było kiedyś, ale teraz ciągle ktoś stara się to zrobić, prezentując inne, nowe wizje Boga. Na pewno nie jest to łatwe, ale dobrze jest dalej badać aspekty osobowości i aktywności Stwórcy, gdyż jest ich nieskończenie wiele. Mnie interesuje zawsze ten najważniejszy aspekt dotyczący miłości. Mogę wnioskować na podstawie obserwacji mojego życia, że jednym z powodów stworzenia świata było pragnienie szczęścia i radości ze spełnionej miłości. Zauważyłem bowiem, że te pragnienia nie dotyczą tylko nas, ale także samego Stwórcy. Wynika to z najważniejszego atrybutu osobowości człowieka i Ojca Niebieskiego, to znaczy z serca, zarówno Jego, jak i naszego. Aspektami miłości, radości czy szczęścia jako odczuciami wypływającymi z serca (naszego i Jego) będę się jeszcze zajmował w wielu miejscach tego opracowania.

Założywszy istnienie Boga na podstawie podobieństw z człowiekiem, buduję tezę, że miał On w Swojej Osobowości nieskończone źródło miłości (wspomniane już przedtem Serce), które przyczyniło się do powstania kolejnych etapów w stwarzaniu wszechświata i człowieka. Celem wypływającej z Boga miłości była i jest radość z powstającego stworzenia, ze stałego postępu w jego rozwoju i z dążenia do doskonałości. Ta teza ma nam pomóc w zrozumieniu słynnego biblijnego stwierdzenia, że człowiek został stworzony „na obraz i podobieństwo” Boga. Oznacza to, że mamy wspaniały Pierwowzór, jakim jest sam Stwórca będący przykładem wiecznego istnienia i doskonałości. Pozwala nam to też zrozumieć, dlaczego powstał wszechświat.

Z tego względu można ostatecznie powiedzieć, że to człowiek jest powodem powstania wszechświata, tego fizycznego i tego duchowego. Bóg mógł spełnić Swoje największe pragnienie, pragnienie miłości, tylko z inną, podobną sobie istotą. Dlatego człowiek powinien być odzwierciedleniem Boga („na obraz i podobieństwo”). Powinien zatem dojść do doskonałości umożliwiającej mu pełny kontakt z Bogiem, zachowując przy tym swoją odrębność charakteru. Podkreślam wyraźnie, że wszyscy ludzie powinni być takimi doskonałymi istotami.

Stworzenie wszechświata polegało na wszczepieniu Boskiej Duchowości do Energii będącej uzewnętrzniającym się tworzywem w dyspozycji Stwórcy. Było to jakby Jego Tchnienie wprowadzone do wszechistniejącej Energii. W analogiczny sposób przebiegało stworzenie człowieka. Wtedy to Stwórca tchnął element Swojej Osobowości, czyli zaczątek osoby duchowej człowieka, w ukształtowany już organizm biologiczny stanowiący ludzkie ciało.

Stwórca jest nie tylko Bogiem żywym (aktywnie współistniejącym ze Swoim stworzeniem), ale również stale rozprzestrzeniającym się i tworzącym wciąż nowe poziomy rozwoju. Nie przeczy temu moje przekonanie o doskonałości Boga, gdyż każdy poziom rozwoju doprowadza On do doskonałości. Tak właśnie funkcjonuje Jego stwórcza aktywność.

Każdego autentycznego twórcę powinna łączyć z jego dziełem nierozerwalna więź. Im bardziej autor angażuje się w swój akt twórczy, tym bardziej jest z nim związany. Najbardziej zaangażowany artysta pragnie odzwierciedlać w swojej pracy wszystkie posiadane umiejętności i emocje, po prostu samego siebie. W przypadku Boga Jego działanie ma najczęściej charakter procesu twórczego, który oddziałuje na całą przyszłość. Jeśli już czegoś dokona i zdecyduje, że jest dobre, to w ten sposób określa stan doskonałości i ustanawia obowiązującą normę. Najlepiej jej wtedy nadać nazwę Prawo Boże pisane dużymi literami, aby podkreślić jego unikalność i wieczne obowiązywanie. W całym tym opracowaniu Prawem Bożym nazywam to, co ludziom przekazał Stwórca w formie Swojego Słowa, to znaczy treści obiektywnie trafiające do ludzi za pośrednictwem spisanych objawień. Mamy wzrastać do doskonałości, rozmnażać się, przekazując życie od Naszego Ojca swoim następcom, a także zarządzać Ziemią w Jego imieniu. Prawo Boże odczytujemy też między innymi z Mojżeszowego Dekalogu i z nauk Jezusa Chrystusa. Jest ono kodeksem, który powinien pomóc nam w dojściu do doskonałości. Dodatkowo, obok tego terminu, w moich tekstach używam pojęcia Zasady Boże. Oznaczają one ponadczasowy stan rzeczywistości, którą ukształtował Stwórca. Zasadą, pisaną dużą literą, jest to, że Bóg jest absolutem, doskonałością i nieskończonością. Między innymi jest nią też to, że człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo Ojca Niebieskiego, czyli jest Jego dzieckiem. Te Zasady, w odróżnieniu od Jego Praw, przyjmuje się intuicyjnie, gdyż tak podpowiada nam nasze serce i zrozumienie ponadczasowych wartości.

Podsumowując dotychczasowe twierdzenia, trzeba przyznać, że Bóg jest najdoskonalszym Twórcą, Artystą i Ojcem.

Wiadomo też, że każdy twórca powinien mieć odbiorców swojej pracy, aby odczuwać radość z osiągniętego celu. Tego właśnie Bogu „brakowało” w trakcie powstawania Jego dzieła stworzenia. Dopiero wówczas, gdy je ukończył, przystąpił do ostatniego aktu, czyli do stworzenia człowieka. Oczywiście było to w Jego planach od samego początku. Zanim tego dokonał miał już wszystko, nad wszystkim panował, wszystko Mu podlegało, ale wciąż był sam. Tylko ktoś równorzędny Mu, oczywiście na indywidualną skalę, byłby zdolny właściwie przyjąć Jego dzieło i cieszyć się razem z Nim. Tym kimś w planach Bożych jest człowiek. Czujemy, że miłość i radość powinny być wieczne, tak jak wieczny jest Bóg. Dlatego pełne osiągnięcie celu stworzenia może zapewnić Stwórcy tylko wieczny i doskonały człowiek – dziecko Boga – nieśmiertelny partner w miłości i radości. Czy tak się jednak stało? Odpowiedź na to pytanie pojawi się w dalszej części tych rozważań w rozdziale

 Bóg a nauka.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 Strona internetowa - ISTOTA -”Dotyk wieczności”